W życiu różnie bywa. Raz ląduję sama na Filipinach, a kiedy indziej na zorganizowanej wycieczce autokarowej dla emerytów.
Do emerytury mi jeszcze daleko, zorganizowanych wycieczek nie trawię, dlatego można by się zastanawiać, co mi odbiło, że się na coś takiego skusiłam.
Po pierwsze: Chciałam zobaczyć Whitby, czyli malowniczą nadmorską miejscowość w Yorkshire.
Po drugie: Biuro podróży zapewniało tylko i wyłącznie sam transport. Żadnych pilotów, przewodników, wspólnego zwiedzania i obowiązkowej wizyty w sklepie z pamiątkami.
Po trzecie: Dotarcie z Nottingham do Whitby transportem publicznym wiążę się z licznymi przesiadkami i koniecznością wybulenia sporej sumy za bilety. Dla osoby niezmotoryzowanej opcja z wycieczką jest najtańsza i najwygodniejsza.
Jedyny minus to fakt, że na miejscu ma się do dyspozycji tylko pięć godzin. A to zdecydowanie za mało.
——————
Zwiedzanie rozpoczęłam od Pannett Park, położonego w sąsiedztwie eleganckich, gregoriańskich kamienic. Miało to być jedno z tych miejsc, z których roztaczają się piękne widoki na miasto. Widoki owszem, były całkiem sobie, ale w Whitby można znaleźć jeszcze lepsze.
Będąc w parku zajrzałam na chwilkę do znajdującego się na jego terenie muzeum i rzuciłam okiem na fragment ekspozycji udostępniony za darmo. Jak to często bywa z tym, co dostaje się gratis, nie było to nic specjalnego. Mogłam sobie darować.
——————
Z Pannett Park popędziłam w kierunku najstarszej części miasta.
The houses of the old town (…) are all red-roofed, and seem piled up one over the other anyhow (…)
Cytat powyżej pochodzi z Drakuli. Książkę tę czytałam mając lat około czternaście i zupełnie nie pamiętałam, że jej akcja rozgrywa się między innymi w Whitby.
Skąd się wzięło Whitby w Drakuli? Stąd, że Bram Stoker w 1890 roku spędził tam lato i widać uznał, że miasto pasuje klimatem do mrocznej powieści, nad którą w tym czasie pracował. W miejscowej bibliotece natknął się też po raz pierwszy na wzmiankę na temat Vlada Tepesa. Tak mu się spodobał jego przydomek, że postanowił przemianować swojego bohatera z hrabiego Wampyr na hrabiego Drakulę.
Z uwagi na koneksje z najsłynniejszym dziełem literackim traktującym o wampiryzmie, w Whitby dwa razy w roku organizowany jest Goth Weekend. Wtedy w mieście na serio można się natknąć na wampiry.
Podczas pobytu w Whitby Stoker zatrzymał się w hotelu na Royal Crescent. Zamierzałam się tam wybrać nie ze względu na Stokera, tylko dlatego, że jest tam po prostu ładnie, ale niestety nie wyrobiłam się z czasem. Trudno. I tak nic nie pobije Royal Crescent w Bath.
——————
Oprócz Stokera, z Whitby związana jest jeszcze jedna sławna postać. Chodzi o kapitana Cooka. Zanim został odkrywcą dalekich lądów, przez parę lat pracował dla miejscowego armatora. W domu, w którym przebywał, powstało poświęcone mu muzeum.
Szczerze mówiąc, to nawet na myśl mi nie przyszło, żeby je odwiedzić. Wolałam powłóczyć się po starym mieście, pełnym wąskich uliczek, zaułków i „sekretnych przejść”.
——————
Z pamiętnika Miny Murray:
The harbour lies below me, with, on the far side, one long granite wall stretching out into the sea, with a curve outwards at the end of it, in the middle of which is a lighthouse. A heavy seawall runs along outside of it. On the near side, the seawall makes an elbow crooked inversely, and its end too has a lighthouse. Between the two piers there is a narrow opening into the harbour, which then suddenly widens.
Wygląda na to, że niewiele się zmieniło od czasu Stokera. Mola funkcjonują do dzisiaj, latarnie stoją, tak jak stały, a fale nadal rozbijają się o kamienny mur.
——————
Tam gdzie port, tam ryby i owoce morza. Podobno najlepiej ich spróbować w legendarnej Magpie Cafe. Problem w tym, że do Magpie zawsze jest kolejka, a ja nie miałam czasu, żeby w niej stać. Swoją rybę wzięłam więc na wynos w Trenchers i też dała radę.
——————
I znów słowa Miny:
Right over the town is the ruin of Whitby Abbey, which was sacked by the Danes (…) It is a most noble ruin, of immense size, and full of beautiful and romantic bits. There is a legend that a white lady is seen in one of the windows. Between it and the town there is another church, the parish one, round which is a big graveyard, all full of tombstones. This is to my mind the nicest spot in Whitby, for it lies right over the town, and has a full view of the harbour and all up the bay to where the headland called Kettleness stretches out into the sea.
Zgadzam się z Miną. Cmentarz to faktycznie bardzo urokliwe miejsce i super punkt widokowy. Szkoda tylko, że jak tam byłam, to nie miałam lepszego światła do zdjęć.
Żeby dotrzeć na wzgórze z kościołem i ruinami opactwa, trzeba się wspiąć po stu dziewięćdziesięciu dziewięciu schodach. O ile na teren kościoła można wejść w dowolnym czasie, to w przypadku opactwa jedynie w wyznaczonych godzinach zwiedzania i po zakupie biletu. Ja się na zakup biletu nie zdecydowałam, bo murek otaczający ruiny jest na tyle niski, że spokojnie da się je zobaczyć zza niego.
Nie widziałam za to białej damy. Może pokazuje się tylko tym, którzy płacą za wstęp.
——————
Niedaleko opactwa mieści się minibrowar, w którym można łyknąć ale’a przy stole z palety w otoczeniu piwnych kadzi. Skusiłam się na jednego i bardzo się rozczarowałam, kiedy zamiast w normalnym, szklanym kuflu podano mi go w plastikowym kubku.
——————
Po dziesięciominutowej wizycie w browarze, musiałam biec z powrotem na autobus. W momencie, w którym zdyszana dotarłam na parking, dosłownie minutę przed planowanym odjazdem, nastąpiło to, na co nie mogłam się doczekać przez cały dzień: wyszło słońce.
Zdążyłam zrobić tylko jedno zdjęcie.
Uroczo! Widok z cmentarza świetny. Kurde !oni tam mają ciasną zabudowę. Wyglada ciekawie , ale mieszkać bym tam nie chciała.
Mieszkać też bym tam nie chciała. Jak dla mnie za małe miasteczko do mieszkania i trochę na zadupiu.
Cześć Magda,
fajna wycieczka. Ja bardzo lubię małe portowe miasteczka, lekko tracą prowincją ale mają swoje okno na świat. Zawsze można usiąść nad morzem i widzieć za horyzontem wielki nieznany świat a potem być osobiście przywitanym przez barmana w knajpie. Kiedyś w Hiszpanii w takim małym miasteczku widziałem dom starców nad samym morzem, przed domem krzesełka a na nich dziadki i babcie. Przechodzący ludzie ich pozdrawiają, przystają na moment i zamieniają parę słów. Potem idą dalej a dziadkowie i babcie dalej patrzą w morze. Może kiedyś też będę mógł siedzieć na takim krzesełku.
A gdzie są zdjęcia z autobusu ?
W autobusie zdjeć nie robiłam, bo czas przejazdu wykorzystałam na drzemkę :)
Emerytura na krzesełku ze wzrokiem utkwionym w morze – zawsze to lepsze niż gapienie sie w telewizor :)