Najpiękniejszy jednodniowy szlak na świecie – tak reklamowany jest Tongariro Alpine Crossing na Wyspie Północnej. Ciężko mi się do tego odnieść, bo nie zrobiłam w życiu aż tylu trekkingów, by mieć miarodajne porównanie, ale fakt, brzydko nie jest.
Zanim jednak zabiorę Was w góry, pokażę Wam jezioro Taupo.
W końcu tam też byłam,
miód i wino piłam,
parę zdjęć zrobiłam.
TAUPO
Taupo to największe nowozelandzkie jezioro, z linią brzegową o długości 193 km. Objechaliśmy je dookoła i teraz już wiem, że niepotrzebnie. Ot, jezioro jak jezioro, co z tego, że duże i że w kalderze wulkanu. Można sobie darować, zwłaszcza jeśli się ma w planach zwiedzanie Wyspy Południowej (tamtejsze jeziora są o niebo lepsze). Owszem, zielone pagórki z łąkami, na których pasą się stada owiec i krów, to zawsze jest miły obrazek, ale takich widoków jest w Kiwilandii pełno. Podobnie jest z kawałkiem Great Lake Trail z formacjami skalnymi i wąwozem wyżłobionym przez Waihaha River. Niby ładnie, ale w porównaniu z innymi miejscami w Nowej Zelandii i tak dupy nie urywa.
Z miejscowości położonych nad jeziorem widzieliśmy Kinloch i Taupo (jezioro i miasto nazywają się tak samo). W Kinloch zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na bardzo przeciętny lunch w Tipsy Trout, a w Taupo oblewaliśmy urodziny Uli. Centrum nie zwiedziliśmy, bo cały wieczór spędziliśmy na tarasie naszego hotelu, racząc się miejscowymi trunkami Ale z tego, co pokazuje google images, raczej nie mamy czego żałować.
HUKA FALLS
Coś, co według mnie zdecydowanie warto zobaczyć, znajduje się parę kilometrów na północ od miasta Taupo, gdzie rwące na tym odcinku wody rzeki Waikato trafiają na pokaźny spadek terenu. Ogólnie to nie jestem jakąś wielką fanką wodospadów i kręcą mnie właściwie tylko te naprawdę duże, ale ten spodobał mi się ze względu na kolor wody. Nie często ma się okazję oglądać turkusowy wodospad.
Ula z urodzinowym balonikiem.
TREKKING
No i dochodzimy do meritum. Dla mnie dzień trekkingu był najlepszym dniem na Wyspie Północnej. Zmęczyłam się jak szlag, ale nagroda w postaci przepięknych krajobrazów była warta wysiłku. Mimo, że mam słabą kondycję, a przy każdym, nawet nie za stromym podejściu wypluwam z siebie płuca i marzę, żeby mieć to już za sobą, to i tak kocham góry. Surowa górska sceneria jest w stanie poruszyć więcej strun w moim sercu niż tropikalna zieleń. Dlatego za każdym razem, kiedy chcę się pozachwycać panoramicznymi widokami z jakiegoś szczytu, zaciskam zęby i stosuję zasadę: zesram się, a nie dam się! (jak na razie, szczęśliwie, zesrać mi się jeszcze nie zdarzyło i mam nadzieję utrzymać ten trend)
Nie wiem, czy poznajecie, ale to właśnie we wnętrzu tej góry stopił się pewien pierścień.
Tongariro Alpine Crossing ma 19,4 km i przewiduje się około 7 godzin na przejście całości. Nam zajęło to nieco dłużej, bo aż 9 godzin, ale szliśmy sobie wolnym tempem i robiliśmy mnóstwo przystanków na zdjęcia.
Szlak dzieli się na 6 etapów:
1) Mangatepopo Road End – Soda Springs; od 1 h do 1,5 h; łatwy
2) Soda Springs – South Crater; od 40 min. do 1 h; średni/trudny
3) South Crater – Red Crater; ok. 1 h; średni/trudny
4) Red Crater – Blue Lake; ok. 30 min.; średni
5) Blue Lake – Ketetahi Shelter; ok. 1 h; średni
6) Ketetahi Shelter – Ketetahi Car Park; ok. 2 h; średni
Najbardziej dał mi w kość etap nr 2, czyli wspinaczka pod południowy krater. Myślałam, że sczeznę (co zresztą nie było tak całkiem nieprawdopodobne, bo robiłam ten trekking z zapaleniem oskrzeli, na antybiotykach)
Czy patrząc na to zdjęcie, też macie takie jednoznaczne skojarzenia jak ja?
Choć przy wspinaczce pod South Crater zasapałam się najbardziej, to i tak najgorsze było zejście. Męczące nie fizycznie, a bardziej psychicznie. Idzie się i idzie, spektakularne widoki już się skończyły, myśli zaczynają krążyć wokół dobrego obiadku z piwkiem, a ścieżka zdaje się nie mieć końca. Zdecydowanie najsłabszy punkt trasy.
Szlak Tongariro nie zatacza pętli, co oznacza że po jego przejściu, wychodzicie z zupełnie innej strony, niż tam, gdzie zostawiliście samochód. Co robić?
Pojechać z rana na parking Ketetahi i wsiąść w shuttle busa, który dowiezie Was na parking Mangatepopo, skąd większość osób rozpoczyna wędrówkę (oczywiście można zrobić trekking w odwrotnym kierunku, ale wtedy jest więcej kilometrów do podejścia). Busa można zarezerwować przez internet, a koszt przejazdu wynosi 35 NZD/os. (tongarirocrossingshuttles.co.nz). W drodze dostajecie mapkę z opisem trasy i cennymi uwagami, m.in..: Don’t shit behind the rocks!
I co? Fajny ten Mordor, no nie?
Uwielbiam takie mroczne klimaty, przecudowne krajobrazy, surowe, otulone chmurami, wilgotne…
I faktycznie, sie kojarzy ;)
Dlatego też powinieneś tam kiedyś pojechać. Myślę, że spodobałoby Ci się nie tylko Tongariro.
A co do tego, co się kojarzy, to ja na Red Crater zaczęłam mówić Pussy Crater :)
Kiedys pojade. I bede skakal z ekscytacji. Bede lezal na trawce (lub na kamieniach raczej) i paczal, paczal, paczal…
A taka nazwe latwiej zapamietac i latwiej wymowic ;)
No Mordor jak się patrzy :) niezły klimat! PS uwielbiam Twoje posty o Nowej Zelandii
A pozostałe nie???!!! ?
Posty z Nowej Zelandii robi się najłatwiej. Obojętnie, co bym nie napisała, zdjęcia i tak przykują uwagę ?
Ależ tam pięknie! Też kiedyś chce!
Ale przecież Ty nie cierpisz włazić pod górę jeszcze bardziej niż ja ;)