East Neuk of Fife nie figurowało w naszym planie na Szkocję. Trafiłyśmy tam z Olą tylko dlatego, że ostatniego dnia, po wizycie w Glamis, odczułyśmy totalny przesyt zwiedzaniem zamków. Zachciało nam się zobaczyć coś innego, tylko same za bardzo nie wiedziałyśmy co. Poprosiłyśmy więc o radę wujka google i wyskoczyło nam, że po drodze do stolicy możemy zahaczyć o region obfitujący w zabytkowe wioski rybackie. W ich opisach przewijały się takie określenia jak beautiful, picturesque, delightful i charming, co ostatecznie przekonało nas, żeby je odwiedzić.
ANSTRUTHER
W pierwszej kolejności zatrzymałyśmy się w Anstruther, największej i najbardziej tętniącej życiem miejscowości wchodzącej w skład East Neuk of Fife. Są tu sklepy, restauracje i spory port, w którym podobno jeszcze pięćdziesiąt lat temu cumowało tyle kutrów, że można było po nich przejść z jednego końca przystani na drugi. Teraz jest ich znacznie mniej, a miejscowi powoli rezygnują z wypływania w morze z sieciami na rzecz zajmowania się obsługą coraz to większego ruchu turystycznego.
W Anstruther znajduje się Scottish Fisheries Museum, w którym za 9 funtów można się zapoznać z historią szkockiego rybołówstwa i przemysłu rybnego. My sobie wizytę w muzeum darowałyśmy, bo odnośnie ryb interesowało nas tylko i wyłącznie coś do jedzenia. Byłyśmy tak głodne i tak się skupiłyśmy na poszukiwaniu czegoś, czym mogłybyśmy zapełnić burczące żołądki, że właściwie zdominowało to naszą całą wizytę w miasteczku. I pewnie przez to zrobiłam tak mało zdjęć. Ale co tam, przynajmniej się porządnie najadłam, bo trafiłyśmy do knajpy, gdzie serwowali fantastyczny i bardzo treściwy chowder. I jak już po fakcie odkryłam, że tuż obok znajduje się słynny Anstruther Fish Bar, który przez szereg lat zdobywał nagrody dla najlepszego miejsca serwującego fish&chips w całym Zjednoczonym Królestwie, to nawet nie było mi tak bardzo szkoda, że zjadłyśmy gdzie indziej.
Myślałam, że to jakiś specjalistyczny sklep dla gotów, ale się myliłam. Ta urocza dekoracja to ozdoba… gabinetu kosmetycznego.
PITTENWEEM
Do niedawna to Anstruther było najprężniej działającym portem w East Neuk, teraz jest nim Pittenweem. Codziennie rano, po przypłynięciu kutrów z połowem, we wsi odbywa się targ rybny. Niestety my z Olą dotarłyśmy tam grubo po południu, kiedy po targu nie było już ani śladu, a miejscowość robiła wrażenie prawie że wymarłej. Wszystko zamknięte, pięciu turystów na krzyż i zaledwie kilku miejscowych przemykających cicho po ulicach. Zupełnie inny klimat niż w gwarnym Anstruther.
Mieszkańcy Pittenweem wymyślili sobie sposób, jak się wyróżnić na tle konkurencyjnych miejscowości. Na każdym kroku ustawiają fantazyjne kwietniki zrobione z rowerów, przy czym fantazyjne nie zawsze oznacza ładne.
Plaża raczej nie zachęca do rozkładania kocyka i nie chodzi tu tylko o pogodę.
Reksio ma swoich fanów nawet w Szkocji.
Z Pittenweem wiąże się przerażająca historia. Na początku osiemnastego wieku miały tam miejsce procesy czarownic, które doprowadziły do okrutnej śmierci dwóch osób. Ofiary były przetrzymywane i torturowane w wieży miejscowego ratusza. Ciary mnie przechodziły jak o tym czytałam.
ST MONANS
St Monans jakoś najbardziej przypadło mi do gustu, o czym świadczy choćby liczba zdjęć. Oprócz portu i kolorowych kamieniczek, na uwagę zasługuje także średniowieczny kościół oraz wiatrak będący pozostałością po dawnym centrum produkcji soli.
Już tak dawno nie widziałam nikogo korzystającego z budki telefonicznej, że aż musiałam tego pana uwiecznić na zdjęciach. Będę je kiedyś pokazywać wnukom (choć raczej nie swoim) i tłumaczyć, o co chodzi.
W Pittenweem kwiaty prezentuje się na rowerach, a w St Monans w gumiakach.
ELIE & EARLSFERRY
Elie i Earlsferry były niegdyś dwiema niezależnymi od siebie wioskami. W ubiegłym wieku zostały oficjalnie połączone i od tamtej pory uznawane są za jedną miejscowość. Miejscowość ta ma pewną znaczącą przewagę w porównaniu z resztą East Neuk of Fife. Jest nią długa, piaszczysta plaża. To dzięki niej Elie&Earlsferry może w sezonie liczyć na zatrzymujących się tu na dłużej turystów, podczas gdy do Pittenweem i St Monans wpadają tylko na chwilę, żeby pstryknąć parę fotek.
EDYNBURG
Do Edynburga dojechałyśmy w sobotę wieczorem. Początkowo planowałyśmy zebrać się na miasto i porobić jakieś nocne ujęcia, ale byłyśmy tak zmęczone, że ostatecznie to olałyśmy. Za to następnego dnia wstałyśmy na tyle wcześnie, żebym miała jeszcze jakieś trzy i pół godziny do wykorzystania, zanim wsiądę w autobus do Nottingham. Wiadomo, że tyle czasu na stolicę Szkocji to nic, a musiałam jeszcze przecież zjeść śniadanie i kupić sobie coś na dziesięciogodzinną podróż. W związku z tym na Edynburg tak naprawdę tylko rzuciłam okiem. Ale jak tak sobie porównuję to, co tam widziałam podczas krótkiego porannego spaceru, z tym, co mignęło mi przez szybę samochodu, jak przejeżdżałyśmy przez Aberdeen, to myślę sobie, że o dziwo, to właśnie to drugie miasto plasuje się nieco wyżej na mojej liście miejsc do odwiedzenia podczas ponownej wizyty w Szkocji.
Ten facet w budce to na pewno szpieg.
Więc uważaj teraz na siebie.
Pozdrowienia
Emerytowany chyba :)