W każdym przewodniku po UK jest napisane, że Lincoln to piękne, zabytkowe miasto. A że jest oddalone od Nottingham tylko o 65 km, co przekłada się na niespełna godzinę jazdy pociągiem, to oczywiste było, że musimy się tam z Miśkiem wybrać. Chcieliśmy zobaczyć katedrę, zamek i pałac biskupi, pospacerować urokliwymi uliczkami, zjeść coś w jakiejś lokalnej knajpce. Plan ten udało nam się zrealizować tylko po części, ponieważ w Lincoln czekała na nas niespodzianka, która nieco pokrzyżowała nasze pierwotne zamierzenia. I bardzo dobrze, bo dzięki temu, wycieczka zapowiadająca się na po prostu fajną, zrobiła się zajebista!
Już na dworcu zauważyliśmy dwie charakterystycznie ubrane dziewczyny, w strojach bazujących na modzie z drugiej połowy dziewiętnastego wieku, ale jakby trochę udziwnionych. Idąc w stronę centrum znowu natknęliśmy się na grupkę podobnie się noszących osób, które oprócz historycznych kostiumów, miały też różne osobliwe gadżety, w tym gogle pilotki przyczepione do eleganckich kapeluszy. Zastanawialiśmy się, co jest grane, dopóki nie rzucił nam się w oczy przyklejony gdzieś na murze plakat, informujący, że w mieście odbywa się The Asylum Steampunk Festival.
Super! Tylko co to właściwie jest? Cyberpunk – ok, znam: Neuromancer, Ghost in the Shell, Blade Runner itd. Ale steampunk??? Nie wiem, czy to wielki wstyd, czy jedynie lekki obciach, ale nie mieliśmy zielonego pojęcia o co chodzi.
Tak było w 2016 roku. Od tego czasu zdążyłam się trochę doedukować i teraz już wiem, że steampunk to takie wiktoriańskie science fiction. Wyobrażenie o wyobrażeniu, jak mógłby wyglądać rozwój technologiczny i świat w przyszłości, z punktu widzenia ludzi żyjących 140 lat temu. Czyli na przykład tak jak na obrazach Vadima Voitekhovitcha, albo, w zdecydowanie mroczniejszej wersji, w projekcie Lantern City.
W steampunku kluczową rolę odgrywają przeróżne wynalazki, tylko przeciwieństwie do cyberpunku, nie są oparte na elektronice, ale na mechanice klasycznej i napędzie parowym (jak zresztą sama nazwa wskazuje). Jedna z uproszczonych definicji gatunku, na którą się natknęłam rozkminiając temat brzmi: modern technology – iPads, computers, robotics, air travel- powered by steam and set in the 1800’s. Jednak moim ulubionym określeniem, doskonale oddającym steampunkowy klimat jest: NOSTALGIA FOR WHAT NEVER WAS.
——————
Wnętrze steampunkowego vana:
Steampunkowa broń:
Steampunkowe …, hmm…, nie wiem jak to się nazywa, ale chyba służy do oderwania się od ziemi.
Steampunkowy Iron Man:
——————
Po wpisaniu w wyszukiwarkę steampunk capital of the world, wyskakuje miejscowość Oamaru w Nowej Zelandii. Nie wiem, bo nie byłam, ale ciężko mi uwierzyć, by tamtejsza impreza była większa niż ta angielska. W długi sierpniowy weekend w Lincoln po prostu roi się od steampunków. Im bliżej centrum, tym ich więcej, a na placu pod katedrą aż ciężko się przecisnąć przez tłum.
Wygląda też na to, że Lincoln pełni funkcję steampunkowej stolicy nie tylko od święta, bo na starym mieście można znaleźć sporo branżowych sklepów z wymyślnymi strojami i akcesoriami, a także częściami do samodzielnego konstruowania gadżetów (przekładnie, koła zębate, tłoki i liczniki Geigera). W sklepach z alkoholem z kolei króluje steam punk gin.
——————
Nie wszyscy przebierańcy ściśle trzymają się konwencji, ale najważniejsze, że dają upust swojej fantazji. Niektórzy mają stroje zaimprowizowane samodzielnie w domu, u innych natomiast widać szyte na zamówienie kreacje, które musiały kosztować kupę hajsu i które z powodzeniem dałoby się wykorzystać w jakimś filmie.
——————
Nawet jeśli wybierzecie się do Lincoln głównie z powodu festiwalu, nie odpuszczajcie wizyty w katedrze. No chyba, że w stosunku do gotyckich kościołów wykazujecie takie podejście, jak ja do barokowych, czyli macie ich zwiedzanie głęboko w dupie. Jeśli jednak nie macie, to warto zapłacić 8 funtów za wstęp. Katedra jest piękna i majestatyczna, do szesnastego wieku była uważana za najwyższy budynek na świecie. U mnie był to punkt must-see, bo pamiętałam ją jeszcze z dzieciństwa, ze zdjęcia w książce o historii architektury, którą po raz pierwszy miałam w ręce chyba jeszcze zanim nauczyłam się czytać.
——————
Śmiać mi się chce z zamku w Lincoln. Głównie dlatego, że go nie ma. Za bramą znajduje się wiktoriańskie więzienie, neogotycki budynek sądu i nowoczesne Heritage Skills Centre, ale darmo szukać czegokolwiek, co by choć trochę przypominało zamek. Dobrze, że chociaż zachowały się mury obronne, bo roztaczają się z nich całkiem zacne widoki. Ze wschodniej części murów robi się najładniejsze zdjęcia katedry, rynku i dachów starego miasta, a od strony zachodniej można dla odmiany uwiecznić angielskie familoki.
Wstęp na mury to 6 funtów, za dodatkowe 7,50 zapoznacie się z systemem penitencjarnym z czasów panowania królowej Wiktorii i zobaczycie jeden z czterech zachowanych egzemplarzy Magna Carta. Dla kogoś, kto chce zobaczyć wszystko, najbardziej opłacalny jest zakup Castle&Cathedral Joint Ticket za 16 funtów.
By the way: Magna Carta to taki akt prawny z trzynastego wieku, którym jarają się historycy. Ograniczał władzę króla i nadawał podwładnym pewne przywileje, ale że powstał w średniowieczu, to oczywiście nie wszystkim i oczywiście nie kobietom.
——————
Podczas festiwalu lepiej nie odmawiać sobie wejścia za zamkowe mury, bo dzieje się tam sporo ciekawych rzeczy. To tam mają miejsce różne pokazy i konkursy, to tam steampunkowi wynalazcy prezentują swoje innowacyjne dzieła i to tam można spotkać autorów powieści oraz artystów tworzących w ramach gatunku. Poza tym jest to dobre miejsce na piknik i odpoczynek na trawce.
——————
Kiedy zobaczyłam tę rudą kobietę, odezwała się we mnie na chwilę mała dziewczynka, marząca o tym, żeby choć raz założyć piękną, długą suknię i poczuć się jak księżniczka. Ciężko mi było od niej oderwać wzrok i obiektyw.
Przeczesując internety przez przypadek dowiedziałam się, że Red Lady, jak ją nazwałam, to niejaka Amy Elizabeth Smith, która pojawia się nie tylko na steampunkowych imprezach, ale również na gotyckich i za każdym razem przykuwa uwagę oszałamiającymi kreacjami. Tak wyglądała w Lincoln dwa lata wcześniej, a tak na Whitby Goth Weekend w 2014.
——————
——————
Ci państwo poprosili mnie o zrobienie pamiątkowego zdjęcia ich aparatem. Zrobiłam też swoim. Zapytali mnie skąd jestem. Reakcja pana po usłyszeniu odpowiedzi trochę mnie zaskoczyła:
– Oh, so you’re one of the visious Poles who invaded our country!
Mam nadzieję, że żartował, choć pewna być nie mogę.
——————
Fashion victims. Byłam pełna podziwu dla wielkiego futrzaka i kolesi w maskach, biorąc pod uwagę, że był gorący letni dzień. No chyba, że te maski to ochrona przeciwsłoneczna i profaliktyka przeciwzmarszczkowa.
——————
Asylum Steampunk Festival, na który trafiłam w 2016 tak mi się spodobał, że rok później pojechałam do Lincoln jeszcze raz (wszystkie zdjęcia w tym poście pochodzą właśnie z tej drugiej wycieczki). I jeśli tylko w sierpniu bieżącego roku dalej będę w Anglii, to z przyjemnością wybiorę się tam po raz trzeci.
Magduniu! Kolejny świetny post i paczka przepięknych zdjęć !!! Jedno mi się tylko nie podoba…zdecydowanie zbyt rzadko dzielisz się tym z nami! Proszę zmień to. Cudownie się czyta Twojego bloga a zdjęcia pozwalają przenieść się do miejsc w których byłaś. Dobrego dnia?
Dziękuję Magduś ? Fakt, rzadko tu coś wrzucam, ale to dlatego, że dupa ze mnie nie blogerka. A dodatkowo, właśnie spierdolił mi się komputer i teraz to już kicha totalna jest ?
No czapki z głów albo lepiej z obcojęzycznie chapeau bas!!!
No teraz to już jesteś PRO!!! Super!!! ?
Hej Magda,
Dzięki za wspaniałą podróż do dziwnej krainy świrniętych angielskich steampunk-owców. Gdyby nie ty, nigdy bym się nie dowiedział, że coś takiego istnieje. Jeżeli kiedykolwiek wybiorę się do Lincoln, to tylko dzięki tobie. Super zdjęcia i świetny opis. Czekam na więcej.
Cieszę się, że dzięki mnie dowiedziałeś się czegoś nowego o świecie ?
Fascynujące! Oglądnełam z ciekawością
A teraz przeczytałam.Ciekawe.Nabrałam dodatkowych chęci na zobaczenie miasta i festiwalu.
Miasto fajne nawet bez festiwalu, ale ja i tak wolę Birmingham ?