Ale to było dawno!
Nie wiem, czemu mnie tak nagle naszło, żeby zajrzeć do tych bardzo starych zdjęć, ale cieszę się, że to zrobiłam. Dzięki temu odkryłam je na nowo i stwierdziłam, że nie są aż takie złe, jak mi się wydawało i że dadzą radę na blogu.
——————–



– Dzień dobry, poproszę dwie sztabki krwi.
Oprócz nadrzecznych widoków i ciekawego asortymentu produktów na targu, z Luang Prabang mam jeszcze kilka innych wspomnień:
- Za każdym razem, kiedy chodziłyśmy coś zjeść, na koniec był problem z rachunkiem i wydaniem reszty. Nie dlatego, że ktoś chciał nas oszukać, ale dlatego, że kelnerki/kelnerzy nie umieli liczyć. Najprostsze operacje matematyczne był dla nich nie do przejścia.
- Pewnego wieczoru postanowiłyśmy wybrać się do salonu masażu. Na wstępie jedna z masażystek powitała nas głośnym beknięciem, a potem nieco ciszej, acz regularnie, bekała robiąc masaż głowy mojej siostrze. Co kraj, to obyczaj. Widać w Laosie nie jest to uznawane za łamanie zasad savoir-vivre’u. Za którymś tam razem, po wypiciu coli, też przestałam się krępować :)
- Przebijając się przez stragany na nocnym markecie, zostałyśmy zagadnięte przez rodaka. Zaczęła się gadka-szmatka, a po około trzech minutach rozmowa zeszła na temat …. kupy. Nie zdążyliśmy się jeszcze sobie przedstawić, a już gadaliśmy o problemach jelitowych w podróży :) Jak zdaliśmy sobie z tego sprawę, to ryknęliśmy śmiechem i postanowili opić tak piękny początek znajomości :) Tak to już jest, gówniane problemy to nieodłączna część podróżowania po egzotycznych krajach. Choć wtedy w Laosie, miałam najmniej do powiedzenia na ten temat, bo akurat ja jako jedyna z całej naszej czwórki nie dostałam sraczki :)
——————–
Z Luang Prabang zrobiłyśmy sobie wycieczkę nad wodospad Kuang Si. Przy okazji odwiedziłyśmy też znajdującą się w pobliżu wioskę.
——————–
Hongsa
Z Laosu chyba najmilej wspominam Hongsę. Podróż łodzią była długa i nudna, ale na miejscu podobało nam się bardzo. Przez przypadek trafiłyśmy do Jambo Guesthouse, prowadzonego przez Monicę – cudowną, ciepłą osobę, starającą się, by jej goście czuli się u niej jak w domu. Swojsko poczułyśmy się zwłaszcza drugiego dnia, kiedy wyjechała para australijskich turystów i zostałyśmy z Moniką same. Zrobiłyśmy placki ziemniaczane, bo Monika będąca Austriaczką, miała ochotę na coś europejskiego. A potem do nocy siedziałyśmy przy stole, popijając piwo i gadając o życiu.
Monika miała słodkiego psiaka. Pamiętam, jak jeden z jej sąsiadów się z nią przekomarzał. Pokazywał na zwierzaka, klepiąc się po brzuchu i oblizując, ewidentnie dając do zrozumienia, że chętnie by go zjadł. Na co Monica pokazywała, co mu obetnie, jeśli faktycznie to zrobi.
——————–
W Hongsie nie ma niczego szczególnego, żadnych zabytków ani cudów przyrody. Jedyną typowo turystyczną atrakcją w całej miejscowości była możliwość przejażdżki na słoniu. Nie skorzystałyśmy.
Obserwowałam kiedyś w Indiach, jak straszy mężczyzna kąpał swojego słonia bawiąc się z nim przy tym. Widać było więź łącząca tego człowieka ze zwierzęciem oraz wzajemną miłość i szacunek. Niestety w Laosie było zupełnie inaczej. W oczach słonika malował się smutek, a na twarzy jego mahout bezdenna tępota.
Po cholerę pojechałyśmy do Hongsy, skoro nic tam nie ma? Głównie po to, żeby naładować akumulatory w cichym i spokojnym miejscu oraz żeby połazić po okolicy i odwiedzić tamtejsze wioski.
Z tą ciszą i spokojem do końca nie wyszło, zwłaszcza w nocy. Ciężko się spało, kiedy zza okna dochodziło kwiczenie świń i pianie kogutów (koguty w Hongsie zaczynały piać w środku nocy, a nie dopiero o świcie). Ale za to wycieczki wiejskimi ścieżkami były super. Po drodze spotkałyśmy mega sympatycznych ludzi i zostałyśmy obdarzone wieloma uśmiechami.
——————–
Motylek wziął się stąd, że testowałam funkcję makro obiektywu pożyczonego od Miśka.
——————–
——————–
Mieszkanki jednej z wiosek, jak tylko nas zauważyły, pobiegły szybko do domów po towar do opchnięcia. Konkretnie po piękne, ręcznie tkane materiały. Z podróży raczej nie przywożę za dużo pamiątek, a już na pewno unikam kupowania pierdół typu drewniane figurki, ale kiedy widzę coś ładnego o charakterze użytkowym, to co innego.
We wsi pod Hongsą obkupiłyśmy się wszystkie. Każda z nas skusiła się na kawałek tkaniny, które potem posłużyły nam jako obrusy, tudzież poszewki na poduszki. Miejscowe dziewczyny były przeszczęśliwe, że udało im się zarobić trochę na turystkach, a my byłyśmy przeszczęśliwe, że trafiłyśmy na autentyczne rękodzieło w cenach o połowę niższych niż na targu w Luang Prabang.
——————–
——————–
W ciągu ostatnich dziesięciu lat Hongsa bardzo się zmieniła. Nie jest już sielską miejscowością z jedną knajpą prowadzoną przez lady boy’ów. W miasteczku wybudowano elektrownię bazująca na wykorzystaniu węgla brunatnego, która psuje widoki i zanieczyszcza środowisko. Z tego powodu Monica była zmuszona do przeniesienia swojego biznesu. Aktualnie prowadzi hostel na obrzeżach Luang Prabang.
Cieszę się, że zdążyłam się jeszcze załapać na „starą, dobrą Hongsę”.
——————–
Z Hongsy wróciłyśmy do Luang Prabang. Obejrzałyśmy ostatni zachód słońca nad Mekongiem, a następnego dnia wsiadłyśmy w samolot i poleciały do Kambodży, o czym pewnie też kiedyś napiszę. Znając siebie najprawdopodobniej nie wcześniej niż za rok :)
Ależ to była podróz!!! Dla mnie nadal jedna z najlepszych.Pewnie dlatego że pierwsza)))
Wspaniałe, egzotyczne widoki! Pamiętam jak wylądowałyśmy w Bangkoku i o 5 rano wyszłyśmy z lotniska: ten zapach i duszny gorąc- niezapomniane! Uwielbiam te zdjęcia))))
A co do lokalnych produktów- moja mama nadal nosi fartuszek kuchenny wyszyty przez kobiety z Luang Prabang. I ten fartuszek nadal jest piękny i kolorowy!! Dzięki za super wspomnienia))))
Wydaje mi sie, ze Ty z największym entuzjazmem podeszlas do tego wyjazdu. Dla mnie ta podróż była nieco niedopracowana, ale jak widać tez ją bardzo miło wspominam.
Sliczna relacja!zdjeciowo i tekstowo:)
A ja mam spódniczke z materialu kupionego wtedy w Laosie i po tylu latach nic sie z nia dzieje. A do tego jest piekna:)
Oprócz kwiczenia i piania budzilo nas rowniez pierdzenie i bekanie…
Dzięki!
Pierdzenia nie pamiętam :) No chyba, ze to zależało od tego kto z kim był w pokoju ?
A czemu ja nigdy nie widziałam tej spódnicy? Poproszę o zdjęcie.
Ciekawe, taki mały kraj, w którym niby nic nie ma. Który turystycznie ma bardzo ciężko; mając takich sąsiadów jak Tajlandia, Kambodża, Wietnam i Burma. A mimo tego budzi tyle miłych wspomnień. Coś musi w nim być.
Jak do tej pory przegrywał z sąsiadami ale chyba będę musiał tam pojechać.
??♂️
Tylko jak Ty biedaku wytrzymasz bez plaży i morza??? ?
Magda, jak ty mnie znasz to jest po prostu niemożliwe ???
Plaża zawsze wygrywa ???