Majówka w Czechach spadła mi z nieba. Moja przyjaciółka Ola zaplanowała sobie tę wycieczkę dawno temu, a ja po prostu w ostatniej chwili wpakowałam się jej do auta. Z początku nie wiedziałam nawet, gdzie jedziemy. Tzn. wiedziałam, że na Morawy, ale nie miałam pojęcia, w które miejsca. Szczerze mówiąc, było mi wszystko jedno. Najważniejsze, że w końcu, po dwóch tygodniach siedzenia na dupie, znowu mogłam się gdzieś ruszyć z aparatem.
Szkoda tylko, że akurat w dzień wyjazdu, pogoda z idealnej zmieniła się w beznadziejną. Mniej więcej w taką, jakiej doświadczyłam w zeszłym miesiącu w Bułgarii.
Znowu chmury, znowu ziąb, znowu deszcz.
Znowu, kurwa, pech!
——————
Za główny cel wypadu Ola obrała morawskie pola. Malowniczo pofałdowane, porośnięte zielonym o tej porze roku zbożem i intensywnie żółtym rzepakiem. Urocze widoczki, piękne kadry (co z tego, że oklepane), raj dla fotografów krajobrazu. Mam wielką słabość do takich pocztówkowych landszaftów, toteż bardzo mi ten plan przypasował.
Niestety trzeba go będzie zrealizować jeszcze raz. Przez większość dnia, który spędziłyśmy biegając po polach, była mega słaba widoczność i dopiero wieczorem wyszło na chwilę słońce. Efekt tego jest taki, że ze zrobionych setek zdjęć, udało mi się wybrać tylko kilkanaście, bo cała reszta raczej mało mnie satysfakcjonuje.
Informacje praktyczne:
Jeśli na dworze jest 10 stopni i mży, nie wybierajcie się na morawskie pagórki w klapkach. Nawet jeśli wcześniej udało wam się w nich wejść na wulkan w Indonezji albo wspiąć się na górkę w Laosie po mega stromym szlaku, i wydaje wam się, że japonki to ultra uniwersalne obuwie na każdą okazję.
W opisanych warunkach, klapki po paru minutach będą:
– z dołu oblepione grubą warstwą błota;
– z góry mokre tak, że stopy zaczną się w nich ślizgać, powodując ryzyko skręcenia kostki albo wyjebania się na ryj.
Niewykluczone, że w tej sytuacji, zdecydujecie się na powrót do samochodu boso, tak jak ja. I niewykluczone, że się przez to rozchorujecie. Ja się wprawdzie nie rozchorowałam, ale nie każdy ma takie szczęście.
——————
Ze względu na pogodę, przez kolejne dwa dni w Czechach, odpuściłyśmy atrakcje przyrodnicze i przestawiłyśmy się na zabytkowe miasteczka, bo w miasteczkach znacznie łatwiej jest się schować przed deszczem i zimnem niż na polach (pod warunkiem, że nie lądujecie w nich z samego rana, kiedy całe są pozamykane).
Zwiedziłyśmy trzy: Telč, Kutná Hora, Litomyšl. Wszystkie bardzo ładne, wyremontowane i zadbane; wszystkie wpisane na listę UNESCO; we wszystkich można podziwiać kolorowe kamieniczki, kościoły oraz pałace.
I wszystkie są tak samo godne odwiedzenia, bo każde z nich jest mocne w czym innym. Ja widzę to tak:
W kategorii urocze, renesansowe i barokowe kamieniczki wygrywa Telč.
W kategorii obiekty sakralne palmę pierwszeństwa dzierży Kutná Hora (gotycki kościół św. Barbary).
W kategorii rezydencje możnych zwycięzcą jest Litomyšl (szesnastowieczny pałac z fasadami zdobionymi sgraffito).
——————
TELČ
KUTNÁ HORA
LITOMYŠL
Renesans czy barok??? ;)
——————
Gdybym miała wybrać miasteczko, które urzekło mnie najbardziej jako całość, to byłby to Telč. Zastanawiam się tylko, czy to dlatego, że faktycznie był najpiękniejszy, czy może dlatego, że był pierwszy. Bo ze zwiedzaniem zabytków mam zupełnie inaczej niż z przyrodą. Pięknymi krajobrazami nigdy się nie nudzę, natomiast zbyt dużo zabytków w zbyt krótkim czasie wywołuje u mnie uczucie przesytu.
U Oli zresztą też.
Nasza reakcja na atrakcje miasta nr 3:
Ola – Jak tu ładnie!
Ja – Pięknie!
Po czym obie – Tylko szkoda, że tak nudno.
Taaa, takie z nas koneserki ……
Fajne te pagorki…jak Ponidzie. A miasteczka urokliwe, wreszcie cos innego niz wszechogarniajaca mnie cegla. I faktycznie, landszafty jakos mniej sie nudza niz detale architektoniczne. Zazdroszcze mozliwosci takiego krotkiego, acz intensywnego wypadu. Mam nadzieje, ze znajdziesz czas na kolejne…
Na krótkie na pewno, gorzej z dłuższymi.
Na Ponidziu też tak ładnie? Hmm, to może tam :)
Magda, coś ci powiem.
Grunt to dobre buty ?
Zgadzam się. Choć przez ostatnie pół roku, zanim nie pojechałam do Czech, japonki to były bardzo dobre buty :)
Wszystko napisałas. Nie mam co dodawać.
Za 2 godz jadę zobaczyć to Ponidzie. Tym razem przy okazji mojej konferencji.
Nie wspomniałam tylko o Pradze, ale z mojego punktu widzenia, nie ma o czym pisać.
Ponidzie! Super, czekam na foty.